• 11/02/15 HR Polska , prywatnie , styl

    Krótki tekst o miłości

    Moja współpraca z portalem HR Polska kwitnie. W związku z nadchodzącymi Walentynkami zostałam poproszona o napisanie tekstu pod hasłem “I love my job”. Raczej nie musiałam kłamać. 🙂 Mój “Krótki tekst o miłości” już na stronie głównej.
    Krótki tekst o miłości

    Nie mogliśmy dobrać się lepiej. On i ja. Owszem, były po drodze jakieś flirty z innymi… Ten z anglistą, a potem z inżynierem to się nawet zapowiadały na poważne związki. I pewnie by takie były, gdyby nie On. Dopiero przy nim poczułam, że to naprawdę TO. Dlaczego wybrał właśnie mnie? Może to przez wrażliwość na piękno, którą mam w sobie od zawsze, może dlatego, że widzę to, czego nie dostrzegają inni: proporcje, światło, kolory, równowagę lub jej brak. A może po prostu pasuję do niego, bo nie lubię rzeczy oczywistych i wprost, a czystość formy wyczuwam na odległość? On uwiódł mnie całkowicie swoim charakterem – w tej relacji nie ma miejsca na nudę, jest twórczo, z adrenaliną, intensywnie, tak, jak lubię. Przy nim poczułam się tak spełniona. Mój zawód – moja miłość.   
    Zakochanie
    Motyle w brzuchu? W mojej pracy – bez przerwy. To są takie momenty: ktoś przynosi mi kwiaty w podziękowaniu za to, że zmieniłam jego życie; klientka po metamorfozie idzie na kurs prawa jazdy, na który nigdy wcześniej nie miała dość odwagi; opublikowane w Internecie efekty mojej pracy wywołują lawinę pozytywnych komentarzy, a z billboardów patrzą na mnie osoby, które stylizowałam do sesji zdjęciowych. Tak, to są te momenty, w których czuję, że kocham to, co robię. I, co cieszy jeszcze bardziej, zakochuję się w swoim zawodzie wciąż na nowo.
    Prawdziwy romans 
    Mam to ogromne, wcale nie takie codzienne szczęście, że moja praca jest moją pasją. O tym, co robię, mówię żartobliwie, że to wiele wariacji na ten sam temat. 
    Jedną z nich są indywidualne konsultacje. Konsultacje z osobami o rożnych profesjach, statusach społecznych, z tymi z pierwszych stron gazet i z tymi z bloku obok, z Polski i z zagranicy. Obecnie korzystanie z usług stylisty nie jest tylko dla wybranych. To zawód, który coraz bardziej wpisuje się w codzienność, a zasięganie porady w kwestii wizerunku nie jest już niczym niezwykłym czy niedostępnym dla Kowalskiego. Nie jest tak od zawsze. Kiedy zaczynałam, a było to 10 lat temu, niektórzy nie mieli pojęcia, kim jest doradca wizerunkowy. Pomogły mi media, w których coraz częściej i częściej mówiło się o stylistach i stylizacji. Gdyby nie to, nie byłabym w miejscu, w którym jestem dziś. 
    Kiedy nie konsultuję – nie robię analiz kolorystycznych, analiz sylwetek, nie biegam z klientami na zakupy i nie przeglądam zawartości ich szaf, wtedy z przyjemnością dzielę się swoją wiedzą. Bycie ekspertem w danej dziedzinie ma w sobie coś z miłości dojrzałej, nauczonej doświadczeniem, takiej na poważnie. Dlatego z radością podjęłam się prowadzenia zajęć z aplikantami Izby Radców Prawnych, dlatego współpracuję z Uniwersytetem Ekonomicznym, dlatego też od lat publikuję oceny stylizacji w Dzienniku Zachodnim, prowadzę szkolenia dla firm, czy wreszcie – współpracuję z portalem HR Polska. 
    Mam słabość do świata polityki. Swoją pracę magisterką pisałam na temat kreowania wizerunku polityków i w tym obszarze widzę swoją dalszą zawodową specjalizację.
    Tym, co mojej miłości do zawodu stylisty nadaje jednak najwięcej kolorytu, są sesje zdjęciowe – zarówno te realizowane na zlecenia, jak i do własnego portfolio. Myślę, że nie ma lepszej wizytówki mojej pracy. 
    Tylko mnie kochaj
    Podstawą każdej zdrowej relacji jest równowaga. Staram się bardzo, żeby praca – nawet jeśli tak bardzo ją lubię – nie zdominowała mojego życia, żeby było w nim miejsce na coś poza nią. Mam duszę podróżnika i – kiedy nie żyję pracą – żyję wspomnieniami z już odbytych albo planami kolejnych podróży. Bo tylko one są czasem, kiedy miłość do pracy porzucam całkowicie dla innej wielkiej miłości, jaką jest moja rodzina. Na co dzień rzadko którejś ze swoich ról mogę oddać się całkowicie. Bycie w pełni mamą odbiera mnie pracy, stuprocentowe zaangażowanie w pracę zawsze dzieje się w jakimś stopniu kosztem rodziny. W tym trójkącie jestem żoną, mamą i stylistką walczącą o równowagę właśnie. Czasem wychodzi mi to lepiej, czasem gorzej, ale za nic nie zamieniłabym się z nikim innym. Uwielbiam miejsce, w którym obecnie jestem – zawodowo i tak w ogóle.   
    To są takie momenty: „Wyglądasz Lusiu”, „Wyglądasz Tosiu”, mówią do siebie nawzajem moje dziewczyny, przeglądając się z zadowoleniem w lustrze. Często i ja słyszę: „Wyglądasz mamo” – uśmiecham się, bo w ustach moich córeczek to wielki komplement. Tak, to również są te momenty, w których czuję, że  kocham to, co robię.  
    Artykuł znajdziesz także tutaj.

    No Responses
    Krótki tekst o miłości
  • 08/01/15 prywatnie , styl

    Noworoczne postanowienie: uwolnić kobiecość!

    Nowy rok, nowe wyzwania, postanowienia… Moim – niezmiennie na początku każdego stycznia – jest większa regularność w prowadzeniu bloga. Bardzo żałuję, że nie nadążam tutaj z bieżącymi sprawami, bo z czasem niestety tracą one na swojej aktualności. Zaczynam od zaległości, która się nie zdezaktualizowała, a nawet nabrała nowego sensu w obliczu właśnie zaczynającego się roku. 
     x x x
    Jakiś czas temu (żeby nie napisać przed kilkoma miesiącami) jedna z moich Klientek podesłała mi fragment książki „Kocha, lubi, pragnie – Zbigniew Lew-Starowicz radzi Paulinie Reiter”. Dzięki Ci, Beniu, za inspirację!
    Każda kobieta jest piękna. Taka oczywistość. Owszem, ale kiedy słowa tej treści wypływają z ust mężczyzny stają się one dla nas bardziej wiarygodne. 

    Lew-Starowicz w dowcipny i celny sposób zwraca uwagę na to, że jesteśmy wzrokowcami. Nasz intelekt i osobowość są szalenie ważne, ale tym, co przyciąga uwagę innych, jest nasz wygląd – przynajmniej w pierwszej kolejności. Kobiety często narzekaj: “tu mam za mało”, “tu mam za dużo”, “wolałabym…” Nie ma jednak jednego modelu atrakcyjności – każdemu przecież podoba się co innego i co innego ma znaczenie. Nawet nie do końca idealne, zawsze będziemy w czyimś typie. Pytanie tylko, czy dajemy się zauważyć?

    Duża część kobiet cierpi na brak ekspresji własnej kobiecości – to diagnoza doktora Starowicza, z którą nie mogę się nie zgodzić. „Kobiecość powinna być uzewnętrzniona i uwolniona, a nie ściśnięta i stłamszona”. Ot co! Czasem tylko potrzeba pewnych zabiegów, żeby piękno w sobie odkryć i pokazać je światu. Wejdźmy w nowy rok pewnym siebie krokiem. Stukajmy obcasami, nie ma większego atrybutu kobiecości. Dodajmy oku głębi, a ustom powabu – makijażem. Sięgnijmy po oręż perfum i biżuterii, mają moc nie do przecenienia. Czarujmy eksponującym nasze atuty strojem. Koniecznie we właściwie dobranym kolorze. Kropką nad „i” niech będzie uśmiech. 

    Takie oto proponuję noworoczne postanowienie – uwolnijmy kobiecość! 
    Nie tylko dla innych, ale przede wszystkim – dla samych siebie.

    Photo: Artur Nyk
    Model: Kamila Gawenda
    Styl: Tatiana Szczęch

    P.S.
    Zdjęcie z wrześniowej wyprawy do Toskanii. 🙂

    No Responses
    Noworoczne postanowienie: uwolnić kobiecość!
  • 12/12/14 prywatnie , sesje zdjęciowe , styl

    Nie ma świąt bez prezentów i bez… Love Actually

    Pamiętacie taką scenę z filmu „Love Actually”, kiedy grana przez Emmę Thomson Karen znajduje w kieszeni męża pudełko z pięknym naszyjnikiem? Szczęśliwa myśli, że to prezent dla niej, ale ta radość gaśnie, kiedy okazuje się, że pod choinką w prezencie od męża znajduje… płytę. Swojej ukochanej, co prawda, Joni Mitchell, ale jednak tylko… płytę. Złote serduszko było bowiem prezentem dla innej kobiety. Zawsze tak samo wzrusza mnie moment, kiedy Karen słucha potem muzyki i płacze. 
    W obdarowywaniu prezentami naszych bliskich jesteśmy często jak Mikołaj, któremu zabiegane elfy wrzuciły do worka co popadnie, bo w pośpiechu. Bywamy też Mikołajami do bólu praktycznymi albo takimi, którzy błądzą i nijak nie umieją trafić do serc swoich bliskich. 
    A wbrew pozorom trafić do serca drugiej osoby jest bardzo łatwo! Każdy bowiem lubi być rozpieszczany, czuć się  piękny i wyjątkowy. 

    Synergiczne propozycje to:

    – imienne karnety prezentowe na usługi,
    – kwotowe karnety prezentowe do wykorzystania na dowolne usługi i produkty,
    – kosmetyki kolorowe,
    – wysokiej jakości pędzle do makijażu, 
    – wyjątkowe dodatki.

    Zachęcam do bycia oryginalnymi. I do wręczania prezentów z miłością! 

    Zdjęcie z sesji, w której brałam udział przed kilkoma miesiącami. Miało być słodko. I było. Jak to w święta…

    Production: Monika Grzesik
    Photo: Iza Habur
    Models: Karolina Morawiec, Marcin Józefowski
    Styl: Tatiana Szczęch
    Make-up&Hair: Lena Zięba, Natalia Polek

    No Responses
    Nie ma świąt bez prezentów i bez… Love Actually
  • 01/10/14 prywatnie

    Asystentka poszukiwana

    I nadszedł ten moment! Nadmiar obowiązków nie pozwala mi skupić się na wszystkim tak samo dobrze. Asystentka potrzebna od zaraz!
    Poszukuję osoby kreatywnej, nie bojącej się nowych – innych każdego dnia – wyzwań. Wymagana mobilność, komunikatywność i szeroki uśmiech. 🙂
    Wszystkie osoby zainteresowane poznaniem kulisów pracy stylisty, zachęcam do przesłania swojego CV ze zdjęciem na adres mailowy: synergia@synergiastyl.pl
    No Responses
    Asystentka poszukiwana
  • 24/07/14 prywatnie

    Pracująca mama

    Dziś będzie zupełnie inaczej niż zwykle. Niby też o pracy, a jednak nie o pracy. W tym miejscu, w sensie bloga, rzadko pozwalam sobie na kawałek prywaty. Uważam, że to mało profesjonalne. A jednak…
    Pewnie trudno będzie w to uwierzyć, ale tego posta zaczęłam pisać 10 października ubiegłego roku. Tamtej jesieni nasiliło się w moim życiu pewne zjawisko, a bardziej uczucie, z którym jestem związana niemal nierozerwalnie – kac moralny. Przeszkadza okrutnie.

    nasza zwariowana rodzinka

    Zawsze bardzo mocno wierzyłam, że MOŻNA pogodzić pracę z macierzyństwem. Chcieć znaczy móc, myślałam i wydawało mi się to takie proste. Teraz mówię, że MUSI się dać. Musi, kiedy uwielbia się, tak jak ja, i swoje dzieci, i swoją pracę. Musi, choć nie do końca wiem jak. Są momenty, że pomóc mógłby jedynie dar bilokacji. Bo znowu jestem spóźniona z jakimś artykułem, bo dziesiątki maili czeka na przeczytanie, nie mówiąc już o odpisaniu, bo komuś coś obiecałam… Tymczasem ja zasypiam nad rosołem, którego nie może nie być, bo Helenka tak go lubi. I ogarniam małe filiżanki Tosi, w których ona serwuje swoją kawę-na-niby.

    Kiedy wychodzimy z mężem z domu, głównie do pracy, Lusia (od Helusia) pyta za
    każdym razem: „A ja pojecham ziami?”, co w języku dwulatki znaczy: „Zabierzecie
    mnie ze sobą?”. Już za drzwiami dopadają mnie wstrętne myśli. Że mało mnie w
    domu. Że moje dziewczyny są wychowywane bardziej przez nianię i przedszkole niż
    mnie samą. Że, od kiedy jestem mamą, czas przestał być po mojej stronie i tak
    ścigamy się codziennie, on i ja – tyle, że ja ciągle na straconej pozycji…

    one razem

    Będąc w pracy, zawsze omija mnie coś z życia moich małych dziewczynek. Będąc z nimi, nie mogę podejmować wszystkich “pracowych” wyzwań. Zawsze mam kaca moralnego w stosunku do kogoś – swoich dzieci, Klientów, siebie samej.

    Szczęśliwa mama to mama, która czuje się
    spełniona – cokolwiek oznacza to dla kobiety. Dla mnie to także spełnienie
    zawodowe. Spell Your Shape, udana sesja zdjęciowa, zakupy z Klientem, którego
    radość widzę – to wszystko dodaje mi skrzydeł. Kiedy jestem w
    ferworze pracy, czuję, że żyję. A potem wracam do domu, całuję dziewczyny w śpiące bose stópki i znowu cały sens jest tutaj. Spokój trwa jednak tylko kilka chwil, bo z tyłu głowy męczą zaległości.

    Jedną nogą jestem jeszcze tu, drugą już tam, ciągle pomiędzy staraniem, żeby nie być  mamą tylko od święta i żeby jednocześnie wciąż rozbudowywać swoją zawodową synergiczną rzeczywistość. Nie chcę wybierać.

     Ktoś ma jakąś receptę? Czy możliwe jest być zawsze piękną, szczęśliwą i spełnioną – chociaż zapracowaną – mamą? Taką, jak te dziewczyny ze zdjęć poniżej…

    Czy może to tylko Internet potrafi tworzyć taką piękną rzeczywistość?

    2 Responses
  • 21/06/14 prywatnie , wizerunek po męsku , jej życie ze stylistką

    Z rodziną w tle

    Jakiś czas temu namówiłam swojego męża do pisania felietonów, które są publikowane w magazynie Furelle. Poczytajcie, zachęcam. 🙂
    xxx
    Człowiek w mojej postaci, od czasu do czasu, ma ambicjonalne
    zrywy i pragnie zmierzyć się z rodzicielstwem totalnym. 
    Stąd to właśnie biorą
    się tak brawurowe pomysły jak wspólny wypad z rodziną na zakupy. Nie o zakupy
    elementarne tu chodzi, bo takie towary jak mleko, masło, pieluchy i 3 kilogramy ziemniaków, osobnik potencjalnie taki jak ja może bezpiecznie kupować bez
    wsparcia, tudzież nadzoru. A czemu? A temu, że ziemniak to ziemniak, masło to
    masło, a pieluchy to po prostu pieluchy. Po prostu. Zero ryzyka zawalenia
    zadania.
    Zakupy w rodzinnej asyście to sprawa bez wątpienia
    interesująca, ale  i dwuznaczna. Kwestia
    podejścia. Bo może nam/mi się wydawać, że to głupi pomysł. Dzieci nie
    pomagają, nawet przeszkadzają. Uciekają, chcą sikać, pić, sikać i pić, jeść. To
    rozprasza. A nad butami to się trzeba zastanowić. Obejrzeć, dotknąć,
    skalkulować i najprawdopodobniej nie kupić albo kupić. Fest niekomfortowa
    sytuacja.
    Jeśli jednak założymy/założę, że familijna eskapada na
    sklepy jest przygodą i osobliwą zabawą, to samopoczucie po wyjściu z galerii
    handlowej wcale nie musi być zdruzgotane. Gonitwa za permanentnie uciekającą
    młodzieżą przez małe m zamienia się w ganianego. Chichot ucieczkowiczów
    bezcenny. Na upartego elementy chowanego też mają miejsce, bo i dziecko zniknąć
    pośród regałów potrafi, i my te dzieci odnaleźć musimy. Chichot znalezionych
    bezcenny, a jakże. Przerwa na jadło na życzenie dziatwy to
    problem, którego nie ma. Otóż, największą bolączką żywienia dzieci jest ich
    powszechna niechęć do jedzenia w porze jedzenia. Tymczasem czar i magia zabawy
    w murach galerianych sprawia, że to dziecko wzywa do posiłku. Takie cuda tylko
    na zakupach z rodziną. A że siku? Przecież każdy czasem musi. Z fizjologią
    nie wygrasz.

    Dwa różne podejścia, ta sama sytuacja, różnica kolosalna.
    Aha, pardon… Jest jedna nieróżnica – nie kupujemy/nie kupuję butów.

    Maciek Szczęch
    Łowcy.B

    2 Responses
    Z rodziną w tle
  • 18/06/14 prywatnie , styl

    YSL

    Yves Saint Laurent. Mówi się o nim ostatnio. Znowu. A wszystko za sprawą filmu, a w zasadzie dwóch filmów, z których jeden jest już dostępny do obejrzenia w kinach, a drugi będzie dopiero za jakiś czas, wkrótce. Czekam na niego z wielką ciekawością i niecierpliwością (i nadzieją dodam), bo pierwszy…

    …bo pierwszy był dla mnie rozczarowaniem. Owszem, estetycznie i muzycznie to bardzo ładny film, jednak będąc miłośniczką wielkiej mody czułam niedosyt. Historia głównie opowiada o relacji projektanta i jego partnera. W niezrozumiały sposób obrazuje tło wydarzeń, w których przyszło mu tworzyć, a przecież to szalenie ważne w życiu każdego artysty. Sama istota projektowania i jej wyjątkowość została zepchnięta na plan dalszy. Nie chciałam strzępów biografii, ale talentu. Mówi się, że Chanel wyzwoliła kobiety, ale to Yves Saint Laurent dał nam władzę, co dostrzegam w jego projektach. Jednak w samym filmie było to zbyt mało czytelne. Czekałam na haute couture, a nie otrzymałam nawet jej namiastki. Bardzo szkoda. 
    Ktoś popolemizuje?
    Na dowód tego, jak bardzo lubię projektanta… 
    W roku 2010 wysłałam się “w delegację” do Paryża. Poleciałam specjalnie na wystawę wybranych 300 modeli YSL, które zaznaczyły swój ślad w historii światowej mody. Koncept męsko-damski, damski smoking, wysoka talia spodni, cuissardes (kozaki z wysoką cholewką za kolano) i wiele, wiele innych. Warto było zobaczyć to na własne oczy! Wciąż myślę o tamtych dniach z wypiekami na twarzy. 🙂  
    Przed Petit Palais, w której miała miejsce wystawa.
    Też musiałam odstać swoje w tej kolejce! 
    Na wystawie nie mogło zabraknąć motywu Mondriana…
    i mojej ulubionej wersji sukni ślubnej. 

     Ach, te obowiązki “pracowe”… 😉 Lubię je!

    No Responses
    YSL
1 2 3 4 5 6