YSL

czerwca 18, 2014
Yves Saint Laurent. Mówi się o nim ostatnio. Znowu. A wszystko za sprawą filmu, a w zasadzie dwóch filmów, z których jeden jest już dostępny do obejrzenia w kinach, a drugi będzie dopiero za jakiś czas, wkrótce. Czekam na niego z wielką ciekawością i niecierpliwością (i nadzieją dodam), bo pierwszy…

…bo pierwszy był dla mnie rozczarowaniem. Owszem, estetycznie i muzycznie to bardzo ładny film, jednak będąc miłośniczką wielkiej mody czułam niedosyt. Historia głównie opowiada o relacji projektanta i jego partnera. W niezrozumiały sposób obrazuje tło wydarzeń, w których przyszło mu tworzyć, a przecież to szalenie ważne w życiu każdego artysty. Sama istota projektowania i jej wyjątkowość została zepchnięta na plan dalszy. Nie chciałam strzępów biografii, ale talentu. Mówi się, że Chanel wyzwoliła kobiety, ale to Yves Saint Laurent dał nam władzę, co dostrzegam w jego projektach. Jednak w samym filmie było to zbyt mało czytelne. Czekałam na haute couture, a nie otrzymałam nawet jej namiastki. Bardzo szkoda.
Ktoś popolemizuje?
Na dowód tego, jak bardzo lubię projektanta…
W roku 2010 wysłałam się „w delegację” do Paryża. Poleciałam specjalnie na wystawę wybranych 300 modeli YSL, które zaznaczyły swój ślad w historii światowej mody. Koncept męsko-damski, damski smoking, wysoka talia spodni, cuissardes (kozaki z wysoką cholewką za kolano) i wiele, wiele innych. Warto było zobaczyć to na własne oczy! Wciąż myślę o tamtych dniach z wypiekami na twarzy. 🙂
Przed Petit Palais, w której miała miejsce wystawa.
Też musiałam odstać swoje w tej kolejce!
Na wystawie nie mogło zabraknąć motywu Mondriana…
i mojej ulubionej wersji sukni ślubnej.

Ach, te obowiązki „pracowe”… 😉 Lubię je!

prywatnie , styl
Share: / / /

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Archiwa