Ludzka rzecz

czerwca 10, 2020

Felieton Maćka.B, znaczy męża mego.

Błąd, ludzka rzecz, powiadają. Gafy nie strzelę twierdząc, że każdy człowiek ma ich na koncie co najmniej kilka, mniejszych i większych. To nic takiego, choć czasem bywa i strasznie, i groźnie, i srogo. Raczej chodzi o to, że nie jest to nic nienaturalnego. Wręcz przeciwnie, błąd to oczywista składowa ludzkiej egzystencji. To ważna lekcja w szkole życia, z której sprawny i pilny uczeń powinien wynieść cenne i potrzebne nauki. Nauki rozmaite, z dziedzin i obszarów, w których błąd zaistniał. Tak nakazywałaby logika. Ot, choćby nauki małżeńskie. Na tym gruncie błąd goni błąd i popędza błędem. Mało tego, niektórzy fachmani małżeństwo i błąd uznają za synonimy, co w przypadku “zjawiskowych” relacji pomiędzy niektórymi małżonkami, bynajmniej nie wydaje się być zestawieniem abstrakcyjnym, aczkolwiek ekstremalnym na pewno. 

Powracając do meritum, nauka nauką, ale błędy, jak usterki trzeba naprawiać. Poziom skomplikowania i złożoność działań naprawczych zawsze zdają się być wprost proporcjonalne do rozmiarów błędu. Umówmy się, wymiana w sklepie tego, co nam się wydawało ładne, na to, co ładne jest dla niej, to banał. Wieczór jak najbardziej do uratowania. Natomiast popełniane są też błędy, po których zęby zgrzytają, grzmią pioruny i powietrze zastyga w niemym, nadąsanym bezruchu, a ich naprawa to wyczyn nie lada. Żmudny, wymagający czasu proces, nie do końca dający się przewidzieć. 

Przykładowa, czysto hipotetyczna sytuacja: Okrągła rocznica ślubu, a Ty z braku laku i kretyńskiego przeświadczenia o kruchości i marności dóbr materialnych, serwujesz jej poranne cmoknięcie w policzek, “finezyjne” życzenia szczęścia oraz dozgonnej najlepszości i… tyle. Zadziwiająco łatwo wizualizuję sobie, jak niektórym mężom już w momencie zbliżania ust do lica ukochanej, zwierzęcy instynkt – jak u Spidermana – sygnalizuje coś niedobrego. Nadciąga błąd – gigant, ale… jest już za późno. Siła rozpędu nie pozwala go uniknąć. Nie trzeba być geniuszem, żeby wyobrazić sobie, jak poważne konsekwencje ma tak żałosna próba załatwienia tak ważnej sprawy. Na naszych oczach okrutny los plecie upiorny warkocz ze złości, płaczu i milczenia. Ów warkocz z kolei paskudnie zawija się w stryczek, na którym przez najbliższych kilka dni będą dyndać nasze dobre relacje. Ta gehenna trwa do czasu, gdy do spuchniętej głowy nie wpadnie nam pewien pomysł. Kwiaty. 

Wiem, że to błąd, ale jak już wcześniej napisałem, w małżeństwie błąd goni błąd itd. Toż to nawet świetny temat na poważną publikację naukową. Tytuł: “Kwiaty, jako żenująca i żałosna próba naprawienia błędu”. Pewnie byłoby tam miejsce na osobny rozdział o tonącym, chwytającym się brzytwy, no ale… spróbuj, jeden z drugim, tych kwiatów nie kupić.

Albo nie, nie próbuj. Zasuwaj do kwiaciarni, ale już!

Maciek Szczęch

Łowcy.B

życie ze stylistką
Share: / / /

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Archiwa