PrzygoDom mówimy tak

listopada 8, 2020

Felieton Maćka.B, znaczy męża mego.

Raptem po pięciu latach dokonało się marzenie mojej żony – drabina na antresolę. Antresola, wcześniej niedostępna, od zawsze miała spełniać funkcję przygodową. Zanim drabina powstała, pomysłów na zagospodarowanie tego konkretnego obszaru domostwa było kilka, z monstrualnym akwarium włącznie.

Był też pomysł na kącik podróżniczy. Na paradnych półkach miałyby spocząć atlasy i przewodniki zgromadzone na potrzebę eskapad już przeżytych oraz tych, które dopiero przed nami. Miałyby być tam też albumy ze zdjęciami, które udało się wywołać, jak to było jeszcze modne, oraz albumy ze zdjęciami, które wywołamy, jak tylko znajdziemy chwilę na przesiew trylionów fotek zalegających na rozmaitych dyskach, penach  i innych drive’ach rozsianych i pochowanych po całej chałupie. 

Ten koncept – sanktuarium wypraw i wycieczek – ładnie “zagrał” z zaangażowaniem i wysiłkiem, jaki trzeba by podjąć, jakby kogoś “wzięło” na wspomnienia naszych wojaży. Wszakże wejście na antresolę jest właśnie taką mikroprzygodą, mikrowycieczką angażującą partie mięśni, które na co dzień mają wolne. Co prawda, jest to przygoda śmiesznie krótka, ale na pewno bardziej wymagająca niż wyjazd wyciągiem na Czantorię.

Pomysł z podróżami ocalał. Antresola stała się miejscem, dzięki któremu podróżnicze artefakty mają w końcu swoje miejsce w domu.

Jednak skłamałbym pisząc, że podróże dominują tam u góry, ponieważ powstanie pięknej, dizajnerskiej drabinki zbiegło się z modą na rośliny doniczkowe. Zazwyczaj ostrożnie traktuję nowe trendy w obyczajach i upodobaniach ludzi, ale po pierwsze, moda na “kwiatki” nie jest nowa tylko ponowna. Po drugie, wcale nie jest taka zła. Wręcz przeciwnie, ma dużo plusów, od upiększania wnętrz wszelakich po korzystny mikroklimat wytwarzany przez “oddychające”, zielone cacka. No więc, takiej modzie poddała się Ona. Tym samym wiem, jak wyglądają alokazja i hoja. Tzn. zawsze wiedziałem, nie wiedziałem tylko, że tak się nazywają. Mamy też pod troskliwą opieką “uszy Shreka”, “język teściowej”, “żywe kamienie” i “pieniążka”. W domu pojawiły się ponoć nawet jakieś kolekcjonerskie egzemplarze, chociaż nie bardzo rozumiem, co to oznacza. Według mnie wszystko, co jest kolekcjonowane jest również kolekcjonerskie.

Gdzie ta cała flora mieszka? Właśnie tam, na antresoli. Jak się tam znalazła? Została wniesiona. Jakim sposobem? Normalnie, z duszą na ramieniu, z doniczką w jednej ręce, a drugą błyskawicznie i metodycznie chwytającą kolejne stopnie drabiny. Dużo tych roślin tam jest, bardzo dużo. Tym samym przed nazbyt częstym sięganiem po albumy chroni (i tłumaczy) nas gęstwina dżungli i… plastikowe dinozaury łypiące z donic ślepiami swymi. Ano, ktoś dostrzegł w antresoli Park Jurajski. Za rękę nikogo nie złapałem, ale z pokoju jednego z moich współlokatorów zniknęły wszystkie “prehistoryczne” bestie.

Tadka zawsze ciągnęło do przygód!

Maciek Szczęch

Łowcy.B

życie ze stylistką
Share: / / /

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Archiwa