Człowiek w mojej postaci, od czasu do czasu, ma ambicjonalne zrywy i pragnie zmierzyć się z rodzicielstwem totalnym. Stąd to właśnie biorą się tak brawurowe pomysły, jak wspólny wypad z rodziną na zakupy. Nie o zakupy elementarne tu chodzi, bo takie towary jak mleko, masło, pieluchy i 3 kilogramy ziemniaków, osobnik – potencjalnie taki, jak ja – może bezpiecznie kupować bez wsparcia, tudzież nadzoru. A czemu? A temu, że ziemniak to ziemniak, masło to masło, a pieluchy to po prostu pieluchy. Po prostu. Zero ryzyka zawalenia zadania.
Zakupy w rodzinnej asyście to sprawa bez wątpienia interesująca, ale i dwuznaczna. Kwestia podejścia.
Bo może nam/mi się wydawać, że to głupi pomysł. Dzieci nie pomagają, nawet przeszkadzają. Uciekają, chcą sikać, pić, sikać i pić, jeść. To rozprasza. A nad butami to się trzeba zastanowić. Obejrzeć, dotknąć, skalkulować i najprawdopodobniej nie kupić albo kupić. Fest niekomfortowa sytuacja.
Jeśli jednak założymy/założę, że familijna eskapada na sklepy jest przygodą i osobliwą zabawą, to samopoczucie po wyjściu z galerii handlowej wcale nie musi być zdruzgotane. Gonitwa za permanentnie uciekającą młodzieżą przez małe m zamienia się w ganianego. Chichot ucieczkowiczów – bezcenny. Na upartego elementy chowanego też mają miejsce, bo i dziecko zniknąć pośród regałów potrafi, i my te dzieci odnaleźć musimy. Chichot znalezionych – bezcenny, a jakże. Przerwa na jadło na życzenie dziatwy to problem, którego nie ma. Otóż, największą bolączką żywienia dzieci jest ich powszechna niechęć do jedzenia w porze jedzenia. Tymczasem czar i magia zabawy w murach galerianych sprawia, że to dziecko wzywa do posiłku. Takie cuda tylko na zakupach z rodziną. A że siku? Przecież każdy czasem musi. Z fizjologią nie wygrasz.
Dwa różne podejścia, ta sama sytuacja, różnica kolosalna.
Aha, pardon… Jest jedna nieróżnica – nie kupujemy/nie kupuję butów.
Maciek Szczęch
Łowcy.B
Genialne !
Dobry temat na skecze:)