Pracę swą uwielbiam, jednak nie jest ona jedyna, na szczęście, na liście tego, co kocham.
Trzymiesięczna Helena pozwala mi już na małe (bo wciąż w ograniczonym zakresie) wyzwania zawodowe, ale wciąż jest zbyt ciupeńka na tułaczkę po świecie.
Nigdy nie ukrywałam tego, że lubię “znikać” na jakiś czas, by pobyć ze sobą i najbliższymi mi – najlepiej w głuszy i z dala od wszystkiego.
Dziś od samego rana wciąż “chodzi” za mną wspomnienie wakacji sprzed kilku lat. Wybaczcie, że tym razem ani słowa o ciuchach, wizerunku, czy stylu. Bardziej chodzi mi o wrażliwość na piękno.
Wiadomo czemu Kiwi?
T.S.
Piękne zdjęcia! Od samego patrzenia na te fotografie opanowuje mnie spokój i zapominam o stresach, a co dopiero spędzić trochę czasu w takim klimacie. Zazdroszczę!