Oto aktorka Marianna Zydek na premierze filmu „Kamerdyner”.
Niedawno rozwodziłam się nad różem, a dziś pora na czerwień. Choć obydwa kolory mają podobne znaczenie, w naszych skojarzeniach dalece obiegają od siebie.
Bukiet różowych róż to bardziej wyraz uznania i podziwu niż synonim „kocham cię”. Róż, podobnie jak czerwień, kojarzy się z miłością, ale bardziej tą romantyczną. Przywodzi na myśl długie spacery i kolacje przy świecach, podczas gdy czerwień oznacza namiętność i ogień. Podobnie jest w wizerunku.
Kolor czerwony kojarzony jest z odwagą, ambicją i pewnością siebie. I słusznie, bo czy kobieta mająca zły dzień jest w stanie założyć czerwoną sukienkę? Nie ma mowy! Za to kiedy idziemy na walkę o racje, czerwony może bardzo się przydać.
A co do samej pani Marianny…
Czerwona suknia swobodnie opadająca do ziemi, z głębokim dekoltem… to kreacja godna czerwonego dywanu. Aktorka lśni swoim naturalnym blaskiem. Tego nie można jej odebrać, ale…
Mam jednak wrażenie, że sukienka jest jakby za duża. I nie widzę problemu w dekolcie, ale bardziej w miejscu, które koncentruje naszą uwagę na talii – w tym przypadku jest ona za nisko, przez co skraca nogi, a wydłuża stan. W stylizacji zwykle staramy się o odwrotny efekt.
Nie do końca przemawiają też do mnie blond loki. Za dużo słodyczy w tej stylizacji, ale powiedzmy, że bierzemy też pod uwagę kontekst sytuacyjny i sam film, więc możemy uznać, że pasuje.
Złote dodatki do czerwieni to najlepszy z możliwych wyborów.
Moja ocena: 3 – obniżona za optyczne przesunięcie talii za nisko w stosunku do wzrostu i proporcji sylwetki.
Publikacja: Śląsk Plus z dn. 21.09.2018 oraz Dziennik Zachodni z dn. 22.09.2018