Felieton Maćka.B, znaczy męża mego.
Jak się jest już dużym człowiekiem to można skorzystać z dorosłości i porobić to, czego za czasów dziecięctwa nie wolno było. Proponuję robić to z głową.
W latach 80., kiedy to byłem 9-latkiem triumfującym mentalnie nad kolesiami z zerówki, doszedłem do pewnych druzgocących wniosków. Chodzenie w zimie w śniegowcach i czapce to niezła siara. Przecież cwaniaki z PKS-u i chłopaki z wierzchołka mej szczeniackiej, hierarchicznej Listy Szacownych Kolesi chodzą w zimie w trampkach i bez czapek i wizerunkowo – w swoim środowisku – wypadają bardzo korzystnie (tak mi się przynajmniej zdawało, bo rówieśnicy byli wtedy najbardziej wpływowymi personami w moim systemie wartości). Budzą respekt, bo samostanowią o sobie, biorą sprawy w swoje ręce. Żadna mama nie ma prawa i nawet nie śmie im mówić, czy dziś to w kozakach, czy w adikach mają latać po podwórku.
Zawsze pragnąłem być jak Ci “lepsi”, więc gdy tylko znikałem z pola widzenia okien maminych, moja czapka wędrowała do kieszeni odsłaniając przed wichrem i mrozem mój “potężny” umysł.
Dzisiaj nieco inaczej spoglądam na tamte zdarzenia. Jestem przekonany, że ówczesny Maciuś nie był mądry i sprytny, wbrew temu co sam o sobie myślał. Maciuś błądził w pogoni za dobrym wyglądem w swoim mniemaniu i w oczach innych.
Ludzie, nie idźcie drogą, którą szedł ten 9-letni chłopczyk. Tym bardziej, że zbliża się zima.
Maciek Szczęch
Łowcy.B